Kategoria: Aktualności

Arcydzieła Pana Wojtka


Modelarstwo lotnicze jest naturalnym akuszerem lotników. Czy to redukcyjne czy sportowe potrafi przynieść wiele radości i satysfakcji, ale zanim one się pojawią potrzeba wiele wysiłku i trudu, a ponad wszystko cierpliwości.


Wojciech Fajga

Modelarstwo redukcyjne, które może się kojarzyć z dziecięcą zabawą, potraktowane w profesjonalny sposób bardzo wiernie odwzorowuje samolot w najdrobniejszych szczegółach osiągając rangę najwyższej sztuki. Obserwując obecny rozwój modelarstwa lotniczego i powszechną dostępność wszelakiej maści fruwających zabawek, można dostrzec skłonność do pójścia na łatwiznę i wykorzystania gotowych zestawów ready to fly, gdzie cierpliwość i pietyzm zastępują pieniądze i chiński laser. Oczywiście obraził bym tutaj tych modelarzy, którzy setkami, a czasem wręcz tysiącami godzin pochylają się nad swoimi cackami czerpiąc zadowolenie z ich budowy a potem krótkiego nawet lotu. Są też tacy których kręci samo latanie modelami i doprowadzanie sztuki pilotażu do perfekcji, a nie ich budowanie. Dlatego też modelarstwo lotnicze jest bardzo zróżnicowane. Począwszy od  modeli swobodnych przez latające na uwięzi, sterowane radiem samoloty, małe i  duże szybowce, makiety czy modele rakiet są dowodem bogactwa tej dziedziny wydzielonej w różne sportowe klasy. Jest też wspomniane wcześniej modelarstwo redukcyjne zarówno latające jak i statyczne.  Każde z nich wymaga ogromnej wiedzy i doświadczenia. Częstokroć przechodząc przez różne szczeble modelarskie za młodu wkracza się na końcu w świat modeli w skali 1:1.  Droga do prawdziwego latania  przerywa wtedy młodzieńcze pasje i każe poważnie już zajmować się lotnictwem. Jednak nie zawsze. Niektórzy, naprawdę nieliczni, potrafią połączyć pasję modelarstwa i czynnego uprawiania sportów lotniczych.  Takim człowiekiem jest bydgoszczanin i nasz klubowy kolega Wojtek Fajga, modelarz, szybownik i pilot samolotów UL.


Jedna z głównych nagród w konkursie na Węgrzech

Wojtek o sobie: Modelarstwo drzemało we mnie przez długie lata. Jak prawie każdy chłopiec sklejałem dostępne w centrali harcerskiej modele. Parę godzin pracy, trochę farby, kleju, dwie naklejki i na półkę. Potem cóż, rodzina, praca, życie i klasyczny brak czasu. Wróciłem do modeli po dłuższej przerwie. Jakieś 10 lat temu. Dzieci wyrosły z pieluch, życie się ustabilizowało można było wrócić do hobby. Znaczące dla powrotu zainteresowań był także rozwój tej dziedziny. Ogromna dostępność modeli, części, farb, materiałów i narzędzi pozwoliła w końcu na realizację nieosiągalnych wcześniej efektów. Pojawiły sie czasopisma, Internet. Niewyczerpana baza danych. Rosła liczba pasjonatów i poziom ich prac. Ludzie ci w naturalny sposób chcieli sie spotykać i pokazywać swoje modele. Ja także. Dla mnie głównym celem modelarskich zlotów i konkursów nie jest rywalizacja. Jeździłem tam  w celu podpatrzenia innych , nabrania i wymiany doświadczeń. To bardzo trudna dziedzina do oceny, kiedy poza ściśle określonymi regułami dotykamy wrażeń estetycznych, które jak wiadomo są dla każdego inne.  W zależności od charakteru zawodów i spotkań modelarzy wyróżnienia i nagrody również miały różny charakter. Zawsze jednak z takich pokazów udało mi się wrócić z jakąś nagrodą. Najczęściej pracuję nad modelami z gotowych zestawów, znacząco je modyfikując,  ale wykonuję  również modele redukcyjne na podstawie planów i zdjęć i innej dokumentacji od przysłowiowego zera. Żaden z nich nie jest jeszcze ukończony. Czekają na finiszu Wilga i P-11. Zacząłem Nieuporta 28 w konstrukcji szkieletowej, bez poszycia, ale jeszcze trochę poczeka. Trudno mi połączyć aktywność lotniczą z czasochłonnym modelarstwem, ale udaje mi się wykorzystać moje wcześniejsze doświadczenia w sferze „dużego” lotnictwa.


Czytelnikom należy tutaj przypomnieć, że modelarskie doświadczenie pana Wojtka zostało wykorzystane w zeszłorocznych pracach przy aeroklubowym Puchaczu, a aerograf i pistolet malarski w jego rękach ponownie osiągnął mistrzowski poziom. To kolejny dowód na przenikanie się dziedzin „modelarskiej zabawy” i prawdziwego lotnictwa. Więcej na ten temat znajdziecie państwo tutaj.

Ten krótki artykuł jest wstępem do prezentacji sztuki lotniczego modelarstwa redukcyjnego, które Wojtek osiągnął w sposób mistrzowski. W moim mniemaniu są to arcydzieła w tej dziedzinie. Nasz modelarz obiecuje stworzenie wkrótce wystawy swoich miniatur  w aeroklubowej świetlicy, o czym jak najszybciej państwa poinformujemy.

Kuźnia Kadr Lotniczych


BYDGOSKIE SKRZYDŁA


KUŹNIA KADR LOTNICZYCH NAD BRDĄ


autor: Jerzy Jaśkowiak


OKIEM MEISSNERA


321973_2117307135662_511476976_oOpisaliśmy w poprzednim odcinku trudy wszechstronnego szkolenia jakiemu poddawano uczniów Szkoły Podoficerów Lotnictwa dla Małoletnich w Bydgoszczy. Nie samym jednak szkoleniem instruktorzy i uczniowie żyli…

Nie wszyscy może wielbiciele talentu znanego pisarza Janusza Meissnera wiedzą, że ten wybitny literat przebywał w latach dwudziestych w Bydgoszczy, gdzie napisał kilka swoich pierwszych opowiadań lotniczych, zawartych m.in. w tomie pt. „Moje złego początki” wydanym w oficynie krakowskiego Wydawnictwa Literackiego. W pierwszym z tych opowiada  „Hangar nr 7″ napisanym w Bydgoszczy w 1927 roku z wielkim, właściwym temu autorowi humorem, a także z dużą dozą fantazji tak opisuje sceną z bydgoskiego lotniska:

„W pokoju służbowej brygady mechaników było pełno dymu z papierosów. Ludzie siedzieli dookoła stołu i prali w karty nie oczekując już czegokolwiek przylotu w tę burzliwą pogodę.

– Ależ leje – powiedział starszy majster Frącek, spoglądając na szyby, po których spływały strumienie wody.
– A niech leje – mruknął jego pomocnik Michalski – niech by nawet do końca tygodnia, to by sobie człowiek trochę odpoczął. Frącek rozdawał karty. Naprzeciw niego siedział najmłodszy z brygady, Kuliński, któremu tym razem fatalnie nie szła karta. Przegrał nawet wszystko, co miał przy sobie, ale ciągle liczył, że może się odegrać. I oto dostał z ręki 4 króle!…”

Nie mam zamiaru streszczać tutaj opowiadania znanego pisarza. Zainteresowanych odsyłam do lektury książki. Wspomnę tylko, że tak pięknie zapowiadającego się pokera przerwał niespodziewany lot starej maszyny, która wystartowała bez pilota (!) właśnie z hangaru nr 7 i poszybowała w niebo…

To opowiadanie z pogranicza horroru  jak i inne napisane przez Meissnera w Bydgoszczy  wskazuje, że zarówno instruktorom jak i uczniom bydgoskiej szkoły nie brakowało przygód i fantazji…


TRUDNO ZOSTAĆ PILOTEM


Równie wielką wagę przykładano do szkolenia przyszłych pilotów. Tutaj selekcja uczniów była Szczególnie ostra np.: uczniowie pilotażu i rocznika 1930 po ukończeniu pierwszego roku szkolenia wysłani na badania Lotniczo-Lekarskie do Centrum Badań Lotniczo-Lekarskich w Warszawie – zwanego potocznie „Cebulą” – przeszli przez niezmiernie gęste sito z kilkudziesięcioosobowej grupy do dalszego szkolenia pilotażowego zakwalifikowano zaledwie 17, pozostałych dopiero po odbyciu przeszkolenia na mechaników samolotowych wysłano w maju 1933 r. do Lotniczej Szkoły Strzelania i Bombardowania w Grudziądzu, gdzie przez trzy miesiące nabywali umiejętności podstawowego pilotażu na samolotach typu „Bartek” BM-4 1 BM-5 po tym kursie wrócili do Bydgoszczy aby złożyć żołnierską przysięgę a następnie odkomenderowani zostali jeszcze na dwutygodniowy kurs szybowcowy do Lisich Kątów koło Grudziądza, którego ukończenie było warunkiem dla nich uzyskania dyplomu absolwenta Szkoły Podoficerów Lotnictwa dla Małoletnich w Bydgoszczy. Dalszy Doskonalszy kurs pilotażu odbywali jeszcze w Grudziądzu, ale już jako absolwenci szkoły bydgoskiej.

Szkolenie pilotów  jak wspomnieliśmy  początkowo oparte było na programie CWTL ale w miarę potrzeb rozwijającego się lotnictwa polskiego stale było wzbogacane. Na przykład szkolenie rocznika drugiego bydgoskich „małolatów” miało już całkiem inny charakter niż rocznika pierwszego.

Kurs pilotażu rozpoczęto szkoleniem szybowcowym w Ustianowej. Był to pierwszy kurs szybowcowy zorganizowany dla wyszkolenia pilotów przed kursem pilotażu podstawowego. Po jego ukończeniu odkomenderowano uczniów na dwumiesięczny kurs pilotażu samolotowego do Grudziądza i dopiero po jego ukończeniu wysłano uczniów na badania Lotniczo-Lekarskie do „Cebuli”. W następnych latach badania kandydatów na pilotów rozpoczynano jednak od „Cebuli” co zaoszczędziło wielu niedoszłym pilotom przykrych rozczarowań. Od 1934 roku kandydaci na przyszłych pilotów po pierwszych badaniach z „Cebuli” kierowani byli najpierw na kurs szybowcowy do Ustianowej, następnie szkolenie pilotażowe przechodzili po ukończeniu szkoły bydgoskiej w Centrum Wyszkolenia Oficerów Lotnictwa w Sadkowie. Po tym kur- się, już po ukończeniu szkoły „małolatów” doskonalili swoje kwalifikacje w pułkach lotniczych, do których zostali przydzieleni. Wyrosło z ich szeregów wielu asów polskiego lotnictwa sportowego, o czym pisaliśmy już w poprzednich odcinkach, a także doskonałych pilotów bojowych czasu drugiej wojny światowej. Podstawę teoretyczną dawały wykłady z elektrotechniki, zaś gruntowne szkolenie praktyczne odbywało się w specjalnych laboratoriach, a cały szereg doświadczeń opartych na wykładach z teorii prądu stałego i zmiennego, musiał być przerobiony przez każdego ucznia.

Uczniowie zapoznawali się również z podstawowymi przyrządami • pomiarowymi. Szkolenie teoretyczne radia zaczynało się na III roku wykładami z radiotechniki i w tej fazie szkolenia rozpoczynała się oddzielna nauka radiomechaników i strzelców radiotelegrafistów. Ci ostatni przechodzili m.in. praktyczną naukę odbioru i nadawania sygnałów Morse’a i zapoznawali się z bronią pokładową. Po opuszczeniu szkoły, strzelcy radiotelegrafiści musieli przejść dodatkowy kurs w obsłudze radiostacji naziemnych, zaś końcowe szkolenie radiomechaników obejmowało obsługę nadajnika i odbiornika w lecącym samolocie.


W ZDROWYM CIELE…


Ważnym elementem w przygotowaniu uczniów do służby zawodowej w lotnictwie, były zajęcia sportowe. Codzienna gimnastyka poranna i szermierka z karabinem, lub gimnastyka popołudniowa — wyrabiały tężyznę fizyczną. W szkole zorganizowano drużyny piłki nożnej, koszykówki, siatkówki, zespoły lekkoatletyczne, bokserskie i wioślarskie.

Wśród uczniów szkoły byli dobrzy sportowcy. Wielu z nich przed przyjęciem do szkoły należało do różnych klubów sportowych, tak więc już w 1932 roku uczniowie szkoły zapisali na swoim koncie pierwsze sukcesy bokserskie. Szkoła zdobyła mistrzostwo armii w boksie, mistrzostwo miasta Bydgoszczy i wygrała spotkanie z Korpusem Kadetów. Drużyny piłki nożnej, koszykówki i siatkówki, rozegrały szereg zwycięskich spotkań na terenie Bydgoszczy z innymi jednostkami, a reprezentacyjna czwórka wioślarska szkoły zajęła I miejsce na mistrzostwach armii.

Rozwojowi tężyzny fizycznej uczniów służyły także obozy letnie, które organizowano głównie w Cetniewie i Jastrzębiej Górze. Miały one iście harcerski charakter, na tych obozach ćwiczono też uczniów na instruktorów liniowych piechoty i pogłębiano wiedzę z musztry. Urozmaiceniem były wycieczki do bazy Lotnictwa Morskiego w Pucku, do portu Marynarki Wojennej na Oksywiu, w którym zwiedzano przycumowane okręty oraz do portu handlowego w Gdyni.

Sporo uwagi poświęcano także zajęciom kulturalnym. W szkole powstały grupy wokalne, dramatyczne, zespoły muzyczne, a w końcu orkiestra wojskowa. W marcu 1931 roku wydano też własną gazetkę szkolną „Skrzydła”. Komitet redakcyjny tej gazetki,  która z czasem stała się miesięcznikiem, składał się wyłącznie z uczniów, a jej szpalty wypełniały artykuły pisane zarówno przez instruktorów jaki uczniów.


konwersja cyfrowa- Grzegorz Nadolny / Aeroklub Bydgoski © wszelkie prawa zastrzeżone


cdn…

Pierwsze bociany i Puchacze

fot: Wojtek Fajga

fot: Wojtek Fajga

Rok 2015 wita nas lekką zimą i anonsami prasowymi o wczesnym przylocie pierwszych bocianów. Dodatkowe informacje z innych ośrodków lotniczych, a w zasadzie jednego, w którym pilot Zbigniew rozsyła zdumiewające obrazy z lotów termicznych w lutym i w marcu spowodowały także wcześniejsze niż zwykle przebudzenie szybowcowej braci w naszym klubie. Puchacz zszedł już z kołków i czeka na pilotów. Musieliśmy także zepsuć parę kopców chronionym zwierzętom równając pole wzlotów. Lądowisko trawiaste jest już przygotowane do pierwszych tegorocznych lądowań. Jeśli tylko królowa śniegu pozostanie w stanie trwałej amnezji to po kontroli wiadomości  teoretycznych zaczynamy sezon na całego!

 

 



Pierwsza Szkolna Eskadra


BYDGOSKIE SKRZYDŁA


PIERWSZA SZKOLNA ESKADRA


autor: Jerzy Jaśkowiak


 

337892_2108500195494_825659100_oW 1930 r. 111 uczniów tworzyło pierwszą eskadrę szkolną. Od 1936 r. eskadrę tworzyły już trzy plutony, dowódcami ich zostali już oficerowie lub chorążowie, natomiast drużynowymi wyznaczano kaprali, instruktorów, a później nawet i sierżantów. Ze wspomnień Mieczysława J. Hasińskiego Cały pobyt w szkole stanowił przygotowanie do życia wojskowego. Wyrabiał w uczniach zdolność do samodzielnego działania w trudnych sytuacjach… Każdego ranka, poza niedzielą i świętem, przez pół godziny odbywała się gimnastyka, zazwyczaj na wolnym powietrzu. W polu odbywało się też wiele ćwiczeń wojskowych, nieraz w terenie błotnistym, czy to na lotnisku, czy na mokrej trawie. Jedynym dniem wolnym od zajęć była niedziela”. „Początkiem kariery lotniczej każdego ucznia, były konkursowe, dwudniowe egzaminy wstępne. Po zakończeniu ich następowała zbiórka kandydatów pod kancelarią, gdzie z przyspieszonym biciem serca oczekiwaliśmy na wyniki. Tych, którym się nie powiodło, odwożono na dworzec kolejowy, skąd wracali do domów rodzinnych. Natomiast tych, którzy pomyślnie przeszli przez sito egzaminów, czekało wiele niespodzianek.  Najpierw wizyta u koszarowego fryzjera, który strzygł włosy „na pałę”. Z kolei następował marsz do magazynu, gdzie fasowano mundury, buty, menażki, niezbędniki, chlebaki, maski gazowe oraz tornistry, koce i wsypy do sienników. Po złożeniu pobranego wyposażenia w bursie, grupy uczniów maszerowały kolejno do szopy wypełnionej słomą. Tutaj napychało się sienniki. Była to praca żmudna, bowiem siennik musiał być tak wypchany, aby przybrał przepisowy kształt. I przeważnie tutaj uczniowie otrzymywali pierwszą ,,szkołę” od instruktorów. Spoceni i zakurzeni wracaliśmy z wypchanymi siennikami do „bursy”, gdzie następowała ostateczna przemiana cywila w elewa. Zaczynało się żołnierskie życie…”.


JAK W WOJSKU


W pierwszym roku nauki wykładano już wiele przedmiotów wojskowych jak: musztrę, szyki marszowe  natarcie, wyszkolenie bojowe, strzeleckie, wyszkolenie w obronie przeciwlotniczej i przeciwgazowej, naukę o broni i sprzęcie, naukę służb i regulaminów, terenoznawstwo i topografię, walkę granatem i bagnetem. W czasie wykładów z nauki o broni uczniowie zapoznawali się z bronią także praktycznie, Po pierwszych trzech miesiącach komendant szkoły osobiście wręczał każdemu uczniowi karabin i bagnet. Odtąd czuliśmy się już naprawdę żołnierzami. W zaraniu swoich dziejów szkole wyznaczano pierwotnie szkolenie uczniów tylko na pilotów i mechaników obsługi samolotów. Jednakże już po dwóch latach 1932 r. wyłoniła się pilna potrzeba zorganizowania nowego działu szkolenia – obsługi wieloosobowych samolotów. Samoloty te były wyposażone w urządzenia i instrumenty zasilane prądem elektrycznym, także w telefon pokładowy do komunikowania się załogi w czasie lotu oraz w radio do utrzymywania łączności z dowództwem na ziemi. Słowem były to samoloty, jakbyśmy to dziś powiedzieli, nowej generacji o niebo nowocześniejsze od starych, wysłużonych weteranów z czasów pierwszej wojny światowej, którymi Odtąd posługiwała się szkoła. Stąd wyłoniła się także potrzeba szkolenia również elektro i radiomechaników oraz strzelców pokładowych i radiotelegrafistów. Ci ostatni zresztą po opuszczeniu szkoły kończyli jeszcze dodatkowo kurs strzelca samolotowego w pułkach lotniczych. Program wyszkolenia technicznego w Szkole Podoficerów Lotnictwa dla Małoletnich podobny był do programu obowiązującego w Centrum Wyszkolenia Technicznego Lotnictwa. Zakładano jednak, że szkoła bydgoska szkolić ma bardziej gruntownie dlatego program jej rozszerzano w zależności od potrzeb lotnictwa. Wykładano tu między innymi także takie przedmioty jak technologie metali i materiałów używanych w lotnictwie, termodynamikę silników, orientację, terenoznawstwo, kartografię, meteorologię, łączność z artylerią i piechotą, nawigację lotniczą, rusznikarstwo, geografię lotniczą, taktykę broni pokładowej, taktykę lotniczą, bombardowanie itp.


WSZECHSTRONNE SZKOLENIE


Na trzecim roku szkolenia czekały uczniów dwa ważne wydarzenia. Pierwszym było otrzymanie stopnia szeregowca, drugim uroczysta przysięga żołnierska. Pierwsza przysięga w szkole odbyła się w czerwcu 1933 roku. Szkoła bydgoska „małolatów” przygotowywała przyszłe kadry lotnictwa w czterech specjalnościach: mechaników samolotowych, pilotów. elektroradiomechaników i strzelców radiotelegrafistów. Szkolenie mechaników miało ogromne znaczenie dla dalszego rozwoju polskich skrzydeł z uwagi na ciągły niedobór tej właśnie kadry. Pierwszy etap tego szkolenia obejmował grupę rzemiosł stosowanych przy budowie. naprawie i obsłudze samolotów. Dla potrzeb tego szkolenia przygotowano w dużej mierze wielkim wysiłkiem społecznym bogate jak na owe czasy zaplecze techniczno warsztatowe. Przygotowano dobrze wyposażone narzędziownię, kuźnię, ślusarnię, tokarnię, blacharnię. spawalnię, wulkanizernię, stolarnię, tapicernię i splatarnię,  gdzie uczniowie uczyli’ się kilku sposobów splatania linek i zaplatania ich końcówek. W pozostałych warsztatach uczniowie poznawali nie tylko tajniki posługiwania się właściwymi narzędziami ale sami także wykorzystywali wiele prostych narzędzi i detali oprzyrządowania. W drugim etapie szkolenia przyszli mechanicy odbywali zajęcia praktyczne przy płatowcach i silnikach. Ćwiczenia polegały na demontażu pod nadzorem instruktorów płatowca, opisaniu jego części, zaznajomieniu się z działaniem poszczególnych mechanizmów, następnie ponownym zmontowaniu płatowca i jego regulacji, wbudowaniu silnika, podłączeniu wszystkich mechanizmów zabezpieczeniu i sprawdzeniu działania poszczególnych elementów. Podobny przebieg miało szkolenie przy silnikach. Wbudowywano je na specjalne podstawy obrotowe, co ułatwiało montaż i demontaż. Na hamowni, gdzie silniki różnych typów były wbudowane kompletnie ze śmigłem, pomiarowymi, przyrządami i sterowaniem, uczniowie pod nadzorem instruktorów mechaników mogli silnik uruchomić w trakcie różnych ćwiczeń, studiować prawidłowe i wadliwe jego zachowanie. Ponadto wszyscy uczniowie (z grupy mechaników) musieli przed opuszczeniem szkoły , uzyskać samochodowe prawo jazdy. Wszechstronne umiejętności nabyte przez ,,małoletnich” mechaników w bydgoskiej szkole dla wielu z nich okazały się ogromnie przydatne, kiedy losy wojny rzuciły ich do polskich formacji lotniczych w Anglii, o czym będzie jeszcze mowa.


konwersja cyfrowa- Grzegorz Nadolny / Aeroklub Bydgoski © wszelkie prawa zastrzeżone


cdn…

Mamy Mistrza!


Julian Żyromski Mistrzem Polski w modelarskiej akrobacji halowej.


DSC02011Dnia 7 i 8 lutego w hali „Koło” w Warszawie odbyły się Mistrzostwa Polski w akrobacji halowej tj. klasy F3P, F3P Klub, F3P-AFM, F5K-Pylon Racing. Bezpośrednio przed tymi zawodami rozegrano mistrzostwa Warszawy  modeli szybowców wyrzucanych z ręki klasy F1N. Stawiło się na nich ok. 100 młodych szybowników!

Zaraz po wręczeniu nagród początkującym modelarzom, rozpoczęły się pokazy modeli RC, które otworzył nasz zawodnik Julian Żyromski z modelem akrobacyjnym Extra 330SC ze zmiennym skokiem śmigła i wektorowaniem ciągu . Wkrótce po pokazach odbyły się treningi we wszystkich klasach.

W klasie F3P-AP rozegrano 4 kolejki. Niestety w pierwszej Julian popełnił błąd w jednej figurze, tym samym otrzymując za nią 0 punktów. Udało mu się odrobić straty poprawiając wynik w każdej następnej rundzie. Ostatecznie zajmując 4 miejsce. Na uwagę zasługuję fakt, że ta sekwencja figur nigdy nie była przez niego ćwiczona w „realu”.


O wiele lepiej poszło w klasie F3P-C, w której Julian od samego początku prowadził z dobrą przewagą punktową. Zajął  1 miejsce,  zdobywając tytuł Mistrza Polski.


Po rozegraniu wszystkich kolejek w akrobacji precyzyjnej przyszedł czas na najbardziej widowiskowe oblicze modelarstwa-F3P-AFM tzw. Aeromusical.

Niestety już od samego przyjazdu naszego zawodnika prześladował pech… Zaczęło się od wibracji śmigła-częściowo udało się usunąć problem, ale gwoździem do trumny okazało się uszkodzenie serwomechanizmu sterującego lotkami. Godziny treningu nowych figur wykonywanych ze zmiennym skokiem śmigła poszły w niepamięć…

Julian podjął decyzję o wykorzystaniu delikatnego modelu do akrobacji precyzyjnej (nie nadającego się do tak agresywnej akrobacji) w ciągu kilku minut zmodyfikował swoją freestyle’ową wiązankę, aby udało się ją wykonać tak lekką maszyną. Zajął 4 miejsce-prawdopodobnie był pierwszym na świecie, który wykonał lot aeromusicalowy, na zawodach modelem klasy F3P.

Jerzy Stusiński



Julian Żyromski Mistrzem Polski – to świetna wiadomość !!!


To również znakomity przykład jak konsekwentne dążenie do celu przynosi oczekiwane efekty. U Juliana bowiem niewątpliwy talent poparty jest rzetelnym treningiem, często bardzo utrudnionym ze względu na kłopoty z wynajęciem odpowiedniej hali sportowej. To także przykład jak pozytywnie działa wsparcie rodziców. Bez ich udziału ten sukces nie byłby możliwy. Koszty zakupu akcesoriów, opłacenia hali do treningu są naprawdę niebagatelne. W związku z powyższym gratulujemy całemu rodzinnemu teamowi, bo to ich wspólne osiągnięcie.

Wiesław Nowaczyk – Kierownik Sekcji Modelarskiej AB



wszelkie prawa zastrzeżone © Aeroklub Bydgoski