Miesiąc: lipiec 2014

Ryszard Kohls… „Takim Go zapamiętam”


Ryszard Kohls

Ryszard Kohls. fot: Remigiusz Gadacz

 


W tym dzisiejszym, nieco „zwariowanym” świecie pozostawał zawsze sobą, uśmiechnięty, otwarty na kontakt z każdym, kto chciał się dowiedzieć coś więcej o Jego profesji. Gdy wchodził do śmigłowca „wyłączał” się, skupiony na wykonaniu zadania.

A byłem prawie od początków Jego fascynacji lotnictwem. Kiedyś, gdy zaczynałem latać na szybowcach, jeszcze w zamierzchłych czasach połowy lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku to On już był starym „wygą” w Aeroklubie, przygotowywał naszą „Czaplę”, nasze „Bociany” do lotów. To tytko jedna z jego lotniczych profesji. Bycie mechanikiem to było wielkie wyzwanie, jak i te późniejsze, pilot, szybownik, później pilot śmigłowców (nie tylko tych dużych), ale i miniatur, perfekcyjny modelarz, podwodny nurek. We wszystkich zawodach i pasjach – profesjonalista.

Później miałem szczęście pracować razem z nim przez wiele lat – ja jako mechanik, Rysiek jako pilot. W jednej załodze nieraz lataliśmy śmigłowcami w lotach sanitarnych po całej Polsce. Może dlatego, że widział moją pasję fotografowania wszystkiego co lata – z takim sentymentem podchodził do każdego, kto pojawiał się z aparatem na lotnisku … Sam zresztą – całkiem udanie fotografował.

Pamiętam, jak szkolili się razem z Mirkiem Kaczyńskim na śmigłowcach, jego przekomarzania się z instruktorem (a był nim Pan Ryszard Jaśkowski – były pilot Su-7 z Bydgoszczy). Rysiek miał niesamowite wyczucie w obliczaniu czasu lotu (latał na zawodach w lotach precyzyjnych). Instruktor wymagał od nich „pokazowego” przygotowania do każdego zadania szkolnego, z obliczeniami kątów, kursów i czego tam jeszcze nie wymyślał. Później musieli to „narysować” na mapach i według planu lecieć. Rysiek założył się z instruktorem, że bez przygotowania wyjdzie na zadany punkt z dokładnością sekundową. I poleciał. Zgadnij jaki był wynik tej „konkurencji” – po przeszło godzinnym locie przyszedł na punkt z dokładnością do 1 sekundy. I myślisz, że instruktor mu odpuścił ? Na następny dzień lotów szkolnych pierwsze zdanie instruktora brzmiało – proszę pokazać przygotowanie nawigacyjne na dzisiejszy dzień.

Pamiętam, że na fotelu w kabinie pilota wisiał ręcznik, wiele razy miałem możliwość „wyciskać” go z potu wylanego podczas ćwiczebnych lotów. Ta „szkoła latania” prezentowana przez Pana Ryszarda Jaśkowskiego – poznania do perfekcji możliwości śmigłowców – pozwalała mu na późniejsze bezpieczne latanie w każdych warunkach pogodowych, w dzień i w nocy.

Zdarzyło się też awaryjne lądowanie śmigłowcem w locie z Warszawy – gdy zatarł się silnik. Perfekcyjna autorotacja i lądowanie niedaleko Inowrocławia, bez uszkodzenia śmigłowca.

Gdy przyjechaliśmy na miejsce ekipą do przygotowania transportu, przepraszał nas, że wylądował głęboko w polu i musieliśmy ciężkim ciągnikiem wyciągać śmigłowiec na drogę.

Nie było też problemem przeszkolenie się na nowy typ śmigłowca, choć to makabra – wirnik obraca się w drugą stronę, pilot siedzi na prawym fotelu, komputer wykreśla plan lotu … – jak takim czymś latać ?

Dziś już obydwaj nie żyją. Mirek Kaczyński zginął śmiercią lotnika podczas katastrofy aeroklubowej Wilgi nad morzem, Rysiek odszedł w zmaganiu z nieuleczalną chorobą …

Odszedł do Niebieskiej Eskadry

Remigiusz Gadacz

Zmarł Ryszard Kohls


W piątek 25 lipca 2014 roku odszedł od nas Ryszard Kohls, wieloletni członek Aeroklubu Bydgoskiego, posiadacz diamentowej odznaki szybowcowej nr 413, instruktor pilot szybowcowy i samolotowy I klasy, mechanik lotniczy, pilot śmigłowcowy, wieloletni kierownik Filii Lotniczego Pogotowia Ratunkowego w Bydgoszczy. Cześć jego pamięci!


Wojtek w Lesznie


Wojtek w Lesznie


IMG_3617W ramach oferty Centralnej Szkoły Szybowcowej zatytułowanej „trening z mistrzem”, nasz aeroklubowy kolega szybownik Wojtek Fajga latał z Januszem Centką na szybowcu Arcus. Nie wiadomo co jest bardziej ekscytujące, czy lot z wielokrotnym mistrzem świata i nabyte cenne doświadczenia, czy kontakt z jednym z najnowocześniejszych (i najdroższych) szybowców świata. Z pewnością obydwa te czynniki składają się na wspaniałą przygodę.
Dzień klasycznie zaczął się od odprawy przedlotowej czyli omówienia sytuacji pogodowej i możliwości przelotowych oraz zapoznaniem się z urządzeniami szybowca. Z punktu widzenia zwykłego aeroklubowego szybownika Arcus ma „parę” detali więcej przede wszystkim związanych z silnikiem do samostartu jak i bogatego wyposażenia nawigacyjnego. Reszta niby taka sama, wario, prędkość i wysokość, ale wszystko sprzężone razem z głównym komputerem LX 9000. Trudno się nauczyć jego obsługi podczas krótkiej odprawy, ale wygląda to na intuicyjną dla ludzi powszechnie używających „lusterka”. Poza tym okno główne ma wystarczającą ilość potrzebnych do lotu informacji. Z odprawy wynikało, że dla tej klasy szybowca uda się tego dnia przelecieć około 550-600 km. Hm… dla nas to niecodzienny wynik. Odległość tę jednak i czas trzeba było podzielić na 2 osoby. Decyzją mistrza Wojtek poleci drugi, a w planie są dwie dwustu kilometrowe trasy. Po precyzyjnym obliczeniu ilości wody do warunków zatankowaliśmy szybowiec i wyważyliśmy balastem wodnym w ogonie i pojechaliśmy na start. Tutaj okazało się jaką wielką wygodą jest silnik do startu. Tak naprawdę potrzebna jest jedna osoba do podtrzymania skrzydła i już po paru chwilach szybowiec jest w powietrzu i szuka termiki. To poszukiwanie również nie trwało zbyt długo, bo po zaledwie 3 minutach pan Janusz zaczepił się pod tłustym cumulusem „wykręcił podstawę” i tyle go widzieliśmy. Z Wojtkiem spędziliśmy czas na rozmowie z naszym znajomym instruktorem na kwadracie, żeby po niecałej 2,5 godzinie przywitać Arcusa ponownie. Mocno zadarty przy lądowaniu przyziemił i zaraz był gotowy do zmiany załogi. Starliśmy muchy ze skrzydła spuściliśmy trochę wody, bo warunki słabły i Wojtek wystartował. Tym razem poszukiwania trwały dłużej, a piękne poranne cumulusy zamieniały się w rozlane placki. Po kilku minutach Arcus wciągnął silnik i bardzo długo się wykręcał. Warunki były wyraźnie słabsze, ale po osiągnięciu wysokości startowej ruszyli w trasę. Piszącemu te słowa w tak zwanym międzyczasie udało się zwiedzić teren po grzędach Puchaczem, kiedy Arcus wrócił po około 3 godzinach rosząc leszczyńską trawę pióropuszem spuszczanej wody ze skrzydeł lądując z przelotem pod hangarem. Z zazdrością przyglądałem się wysiadającemu z Kabiny Wojtkowi, któremu nie mógł się odkleić uśmiech. Pierwsze wrażenia? Cicho, szybko, dużo nogi i trzeba mocno podtrzymywać lotką w krążeniu. Prędkości przelotowe wyszły w okolicach 97 km/h co w tych warunkach było bardzo dobrym wynikiem. Nauka? No cóż. Na większość decyzji taktycznych Wojtka pan Janusz odpowiadał „Ja bym poleciał inaczej”, ale takich lotów trzeba by wykonać co najmniej kilka, jeśli nie kilkanaście aby mówić o widocznym postępie. Najważniejsze jednakże jest realizowanie marzeń, a to się Wojtkowi tego dnia na pewno udało. Gratulacje.



Sezon 2014 w pełni


Sezon w pełni


fot. Grzegorz Nadolny

fot. Grzegorz Nadolny

Ostatni weekend obfitował w wiele wydarzeń. Intensywnie lata grupa podstawowa, a pierwsi piloci z grupy szkolącej się za samolotem pod czujnym okiem inst. Henryka Gajownika rozpoczęli już swoje pierwsze samodzielne loty. Gratulacje dla Ernesta! Grupa wyciągarkowa dzielnie ich goni. Tak, tak czekamy na następnych adeptów lotnictwa. Dawno nie było tylu chętnych na kwadracie. To cieszy. Odwiedził nas również nasz dawny członek i pilot szybowcowy wraz synem pan Radek Sikorski. Mamy nadzieję, że syn pójdzie w ślady ojca i także wyszkoli się w naszym klubie.Termika tego dnia była niczym rozkapryszona panna. Trudno było ją zatrzymać na dłużej niż kilka obrotów w tańcu, ale w dwa szybowce udało się nam z nie małym wysiłkiem dostać pod podstawy… które w ogóle tego dnia nie nosiły. Paradoksalnie kominów trzeba było szukać według zasad termiki bezchmurnej i bardziej liczyć na szczęście ponieważ atmosfera i tak żyła swoim nieprzewidywalnym życiem łamiąc tego dnia wszelkie reguły.



Nasz „nowy” Puchacz…


Nasz „Nowy”  Puchacz…


fot:Kami Barnik

fot: Kamil Barnik

Sekcja Szybowcowa Aeroklubu Bydgoskiego w zimowej akcji „Szlifuj z Nami” spędziła w warsztacie prawie tysiąc godzin wspólnie pracując przy sprzęcie. Minęło wiele tygodni pracy z wodnym drobnoziarnistym papierem ściernym, pastami polerskimi i farbami. Pod czujnym okiem Mechanika Pawła i Krzysztofa „Anioła” Sobieckiego polerowaliśmy zużywając całe połacie papieru i hektolitry wody.  Nasz kolega Wojtek Fajga, który później stał się motorem całego przedsięwzięcia, znany z modelarskiego zacięcia z wielkim pietyzmem podszedł do rzeczy. Jego umiejętności i doświadczenie dały doskonały efekt finalny w postaci nieskazitelnej powierzchni i eleganckiego wykończenia. Po latach walki z niedomykającą się kabinką teraz ta zamyka się bez wysiłku i wreszcie nie „ciągnie” w locie po karku instruktora. Po ostatnim locie tym szybowcem mogę stwierdzić, że to prawdziwa przyjemność.  Wszystkim szybownikom zaangażowanym w pracę i zaprzyjaźnionym z sekcją pomocnikom należą się ogromne słowa podziękowania.

Państwu czytającym ten artykuł z dumą przedstawiamy nasz „Nowy” szybowiec.


fot:Kami Barnik

fot:Kami Barnik


wszelkie prawa zastrzeżone © Aeroklub Bydgoski