Ryszard Kohls… „Takim Go zapamiętam”


Ryszard Kohls

Ryszard Kohls. fot: Remigiusz Gadacz

 


W tym dzisiejszym, nieco „zwariowanym” świecie pozostawał zawsze sobą, uśmiechnięty, otwarty na kontakt z każdym, kto chciał się dowiedzieć coś więcej o Jego profesji. Gdy wchodził do śmigłowca „wyłączał” się, skupiony na wykonaniu zadania.

A byłem prawie od początków Jego fascynacji lotnictwem. Kiedyś, gdy zaczynałem latać na szybowcach, jeszcze w zamierzchłych czasach połowy lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku to On już był starym „wygą” w Aeroklubie, przygotowywał naszą „Czaplę”, nasze „Bociany” do lotów. To tytko jedna z jego lotniczych profesji. Bycie mechanikiem to było wielkie wyzwanie, jak i te późniejsze, pilot, szybownik, później pilot śmigłowców (nie tylko tych dużych), ale i miniatur, perfekcyjny modelarz, podwodny nurek. We wszystkich zawodach i pasjach – profesjonalista.

Później miałem szczęście pracować razem z nim przez wiele lat – ja jako mechanik, Rysiek jako pilot. W jednej załodze nieraz lataliśmy śmigłowcami w lotach sanitarnych po całej Polsce. Może dlatego, że widział moją pasję fotografowania wszystkiego co lata – z takim sentymentem podchodził do każdego, kto pojawiał się z aparatem na lotnisku … Sam zresztą – całkiem udanie fotografował.

Pamiętam, jak szkolili się razem z Mirkiem Kaczyńskim na śmigłowcach, jego przekomarzania się z instruktorem (a był nim Pan Ryszard Jaśkowski – były pilot Su-7 z Bydgoszczy). Rysiek miał niesamowite wyczucie w obliczaniu czasu lotu (latał na zawodach w lotach precyzyjnych). Instruktor wymagał od nich „pokazowego” przygotowania do każdego zadania szkolnego, z obliczeniami kątów, kursów i czego tam jeszcze nie wymyślał. Później musieli to „narysować” na mapach i według planu lecieć. Rysiek założył się z instruktorem, że bez przygotowania wyjdzie na zadany punkt z dokładnością sekundową. I poleciał. Zgadnij jaki był wynik tej „konkurencji” – po przeszło godzinnym locie przyszedł na punkt z dokładnością do 1 sekundy. I myślisz, że instruktor mu odpuścił ? Na następny dzień lotów szkolnych pierwsze zdanie instruktora brzmiało – proszę pokazać przygotowanie nawigacyjne na dzisiejszy dzień.

Pamiętam, że na fotelu w kabinie pilota wisiał ręcznik, wiele razy miałem możliwość „wyciskać” go z potu wylanego podczas ćwiczebnych lotów. Ta „szkoła latania” prezentowana przez Pana Ryszarda Jaśkowskiego – poznania do perfekcji możliwości śmigłowców – pozwalała mu na późniejsze bezpieczne latanie w każdych warunkach pogodowych, w dzień i w nocy.

Zdarzyło się też awaryjne lądowanie śmigłowcem w locie z Warszawy – gdy zatarł się silnik. Perfekcyjna autorotacja i lądowanie niedaleko Inowrocławia, bez uszkodzenia śmigłowca.

Gdy przyjechaliśmy na miejsce ekipą do przygotowania transportu, przepraszał nas, że wylądował głęboko w polu i musieliśmy ciężkim ciągnikiem wyciągać śmigłowiec na drogę.

Nie było też problemem przeszkolenie się na nowy typ śmigłowca, choć to makabra – wirnik obraca się w drugą stronę, pilot siedzi na prawym fotelu, komputer wykreśla plan lotu … – jak takim czymś latać ?

Dziś już obydwaj nie żyją. Mirek Kaczyński zginął śmiercią lotnika podczas katastrofy aeroklubowej Wilgi nad morzem, Rysiek odszedł w zmaganiu z nieuleczalną chorobą …

Odszedł do Niebieskiej Eskadry

Remigiusz Gadacz

wszelkie prawa zastrzeżone © Aeroklub Bydgoski