Po udanej lotnej sobocie, pogoda jakby wiedziała, że następny dzień zakon szybowcowy zamierza spędzić w hangarze i przy składaniu szybowców zafundowała nam ona totalną mgłę. Z samego rana czekała nas praca i wcale nie byłem zaskoczony, ani ilością ludzi, ani składem osobowym przybyłych. To wciąż ta sama skromna grupka! Nie bez powodu na wstępie użyłem słowa zakon. Nasza skurczona ostatnio szybowcowa sekcja coraz mocniej przypomina sektę. Nie zmienia to jednak faktu, że mogłoby być nas więcej przy corocznych obowiązkowych pracach w hangarze i przy składaniu sprzętu, bo latajca grupa w sezonie była liczniejsza . No cóż, nie będę się zżymał z internetowej ambony na niewiernych, bo to nie ma oczywiście sensu. Jednakże mocno irytujący jest fakt, że ktoś wygodnie będzie korzystał w przyszłym sezonie z pracy innych. Problem regulaminu sekcji, a w zasadzie jego braku powraca jak bumerang. Mam nadzieję, że tej zimy dopracujemy go do końca i wtedy biada wam lenie!
Cały dzień nam zszedł na pracach konserwacyjnych i porządkowych, a atrakcją dnia stał się nowy dron Wojtka. Ten mały quadrocopter z kamerką, oprócz zabawy i radochy, dał nam możliwość inspekcji niedostępnych na górze gniazd w hangarze i stwierdzić, że i tamte ptaki się już wyniosły na zimę. W służbie zostają Puchacz i wyciągarka i dopóty, dopóki pozwoli nam pogoda, będziemy latać.