BYDGOSKIE SKRZYDŁA
SZKOŁA PILOTÓW I MAŁOLATÓW
autor: Jerzy Jaśkowiak
Władze Polskie doskonale zdawały sobie sprawę z faktu, że młode polskie lotnictwo w swojej podstawowej kadrze technicznej bazuje na starych, zasłużonych, ale i wysłużonych fachowcach. W przeważającej większości byli to weterani I wojny światowej. Stąd odmłodzenie tej kadry stało się jednym i pierwszoplanowych i pilnych zadań, bowiem rozmaite kursy prowadzone w pułkach lotniczych jak i przez Ligę Obrony Powietrznej Kraju nie były w stanie uzupełnić szeregów odchodzących na zasłużony odpoczynek starych fachowców, a tym bardziej ich powiększyć. Tymczasem ze względu na gwałtowny postęp techniki w lotnictwie, w konstrukcji samolotów i silników oraz z uwagi na potrzeby stosowania coraz nowocześniejszych metod walki powietrznej – ten brak fachowej kadry stawał się alarmujący.
OGŁOSZONO REKRUTACJĘ
Tak więc rozkazem Ministerstwa Spraw Wojskowych z dnia 7 sierpnia 1930 roku powołano do życia Szkołę Podoficerów Lotnictwa dla Małoletnich w Bydgoszczy. Na potrzeby tej nowej szkoły LOPK ofiarowała lotnictwu budowany przy Centrum Wyszkolenia Technicznego Lotnictwa dla potrzeb tej organizacji nowy budynek stawiany na terenie bydgoskiego lotniska. Jego budową rozpoczęto w 1929 roku. Tymczasowo więc na pomieszczenie Szkoły Podoficerów Lotnictwa dla Małoletnich przygotowano dotychczasowe niektóre zabudowania Centrum Wyszkolenia Technicznego Lotnictwa. Ogłoszono rekrutację do szkoły małoletnich jak ją w skrócie nazywano i zakończono rekrutację pierwszego roku w dniu 1 października 1930 roku. Pierwszym dowódcą eskadry szkolnej SPLdM w 1930 roku został kpt. obs. Adam Juliusz Zaleski, a jego zastępcą por. obs. Tadeusz Franciszek Dzierzgowski. W 1933 roku A. J. Zaleskiego mianowano komendantem szkoły, pełnił tę funkcję najpierw w stopniu majora, potem, aż do wybuchu II wojny światowej w stopniu podpułkownika.
MAŁOLATY W ŻOŁNIERSKICH MUNDURACH
Zgodnie z opracowanym programem szkoły przyjmowano do niej chłopców w wieku od 16 do 18 lat. Obowiązywał kurs trzyletni, a liczba kandydatów ubiegających się o przyjęcie do bydgoskich „małolatów” wzrastała z każdym rokiem, tak więc władze szkolne stawiały kandydatom wysokie wymagania na egzaminach wstępnych, aby wyłowić najzdolniejszych i najbardziej przydatnych do tej niełatwej służby wojskowej. Każdy kandydat musiał do podania dołączyć świadectwo ukończenia co najmniej siedmiu klas szkoły podstawowej oraz świadectwo lekarskie, wystawione przez najbliższy szpital garnizonowy, gdzie specjaliści badali poza ogólną kondycją fizyczną, dodatkowo wzrok, słuch i system nerwowy. Od 1935 roku kandydaci, których po rozpatrzeniu podań dopuszczono do egzaminu wstępnego, musieli dodatkowo przejść badania w Centrum Badań Lekarskich Lotnictwa w Warszawie, zwanym potocznie „Cebulą”. Dalsze eliminacje następowały już podczas dwudniowych egzaminów ustnych i pisemnych z języka polskiego, historii, geografii, a następnie podczas badania sprawności umysłowej i fizycznej wyniki np. biegu na 100 metrów, skoku w dal i wzwyż oraz w innych dyscyplinach sportowych także mogły zaważyć o przydatności kandydata do szkoły.
NIE TYLKO W BYDGOSZCZY
Przyjęci do szkoły chłopcy mieli po trzech latach stać się pilotami, mechanikami, radiotelegrafistami lub strzelcami pokładowymi. Uczniowie pierwszego rocznika kształcili się w przedmiotach wojskowych i ogólnokształcących i program był jednakowy bez względu na późniejszą specjalizację. Na drugim roku wyszkolenie obejmowało wyłącznie przedmioty wojskowe oraz specjalizację w przedmiotach lotniczych. Dodatkowo słuchaczy szkolono także na instruktorów podstawowych przedmiotów wojskowych, aby mogli szkolić rekrutów w pułkach lotniczych. W trzecim roku wyszkolenia słuchacze pogłębiali swoje wiadomości i umiejętności w wybranych specjalnościach. Na tym roku uczniowie składali też przysięgę wojskową i otrzymywali stopień ucznia-szeregowca. Po drugim roku szkolenia, uczniowie zakwalifikowani na pilotów, w myśl programu wysyłani byli latem do Ustianowej, gdzie przechodzili przeszkolenie szybowcowe. Po zdobyciu kategorii „B” kierowani byli na szkolenie samolotowe do Radomia. Po tym przeszkoleniu wracali do Bydgoszczy na kontynuowanie dalszej nauki. Szkoła stale się rozwijała. Z czasem też utworzono jej filie w Świeciu nad Wisłą i w Sobiejuchach kolo Żnina. Rocznie szkolono w niej od 150 do 400 na końcu pilotów i innych specjalistów lotnictwa. Odnotować trzeba w tym miejscu, że w szeregach jej uczniów mało było rodowitych bydgoszczan. Udało się ustalić, że np. w 1936 roku w szkolnej eskadrze pilotów było czterech bydgoszczan -Zygmunt Witkowski, Henryk Nielińskiego, Romana Rosołowskiego i Józefa Zielińskiego.
TRUDNE ŻYCIE ELEWA
Jeden z elewów tej szkoły Mieczysław J. Kasiński tak po latach wspominał swoje pierwsze dni nauki: „Dzień w szkole rozpoczynał się bardzo wcześnie. Już o godzinie 5 rana w okresie letnim, a o 5.30 w okresie zimowym. Trębacz wygrywający pobudkę zrywał wszystkich z łóżek. Czas tak był wypełniony nauką i ćwiczeniami, że chwil wolnych na rozrywkę, czy odpoczynek pozostawało niewiele. Czyszczenie wyposażenia żołnierskiego, apele, przeglądy, raporty, zbiórki, nauka własna i odrabianie zadań tak pochłaniały czas. że nieraz trudno było znaleźć przerwę na skreślenie nawet krótkiego listu do rodziny czy na swobodną pogawędkę z kolegami. Niektóre zajęcia nie należały do przyjemnych, ale musiały być wykonane. Były to takie czynności, jak sprzątanie koszar, dziedzińca, ubikacji, umywalni i klatek schodowych, a także szorowanie szarym mydłem stołków i stołeczków. Nie zapomniano nawet o betonowych schodach. Tak było np. w Świeciu w koszarach poniemieckich, których podłogi korytarzy wyłożone były kafelkami z ukośnymi rowkami na przemian tak. że aby je należycie wyczyścić, trzeba było mokrymi trocinami pucować każdy kafelek z osobna. Ileż to trudu i potu kosztowały „małoletnich” te zajęcia wykonywane dwa lub trzy razy… dziennie!
konwersja cyfrowa- Grzegorz Nadolny / Aeroklub Bydgoski © wszelkie prawa zastrzeżone
cdn…